Jakoś od początku jadąc na Zanzibar, myślałam o tej wyprawie jak o zmianie. Zanzibar miał być czasem, gdzie skupię się na sobie. Jak tylko przyjechałam zorganizowałam sobie rower i postanowiłam, że codziennie, oprócz kitesurfingu będę chodzić rano ćwiczyć.
Z perspektywy czasu myślę, że to była najpiękniejsza cześć dnia. Wszyscy ludzie dopiero budzą się do życia. Obsługa hotelu sprząta z płazy glony, a ty słuchając super muzyki jedziesz rowerkiem po rajskiej plaży. Wszystkich, których spotykasz uśmiechają się i radośnie krzyczą „JAMBO”, co jest równo znaczne z miłym powitaniem. Najbardziej urzekły mnie dzieci, które uroczo zaczepiały mnie podczas ćwiczeń.
Dziś jak robiłam brzuszki to zaczęli się mi przyglądać mali chłopcy. Małe słodkie afrykańskie dzieci. Trzeba przyznać, że jak to dzieci są super bezpośredni. Podchodzą siadają obok mnie, na moim ręczniku, gdzie nieprzerwanie ćwiczę. Część dzieciaków dokładnie ogląda stojący obok rower. Jeden chłopiec wyciąga mi z uszu słuchawkę i przykłada do swojego ucha żeby sprawdzić czego słucham. Nagle wpadają na genialny pomysł i pytają, czy mogą pożyczyć rower. Nie ukrywam, że trochę się bałam im oddać rower, bo nie wiedziałam gdzie pojadą i kiedy wrócą. Jednocześnie widząc ich słodkie buźki i zaciekawienie postanawiam wziąć ich po kolei na przejażdżkę.
Rozłożyłam chustę na bagażniku i mówię do jednego „wskakuj”. Nim się zorientowałam wszyscy wskoczyli na mnie. Wyglądaliśmy jak wietnamska rodzina na skuterze. Jeden na drugim. Jednego chłopca miałam między nogami, stał na ramie. Jeden siedział na bagażniku a trzeci „rozpędzał” rower łapał mnie za koszulkę i przyciągając się wskakiwał „w ostatniej chwili”.Jeździliśmy tak po całej plaży, a chłopcy krzyczeli do wszystkich,których po drodze spotykaliśmy coś na zasadzie „ej ej patrzcie jak super z biała jeździmy na rowerze, ale super zabawa”.
Dzieciaki są super, są extra i od małego pięknie mówią po angielsku. Po treningu pełna pozytywnej energii poszłam do wcześniej poznanej pary Polaków Polaków, którzy prowadzą surf hous nad oceanem. Zjedliśmy pyszne śniadanko, chlebek z hummusem avocado i chilli. Podzieliłam się z nimi moją historią i razem chillowaliśmy czekając na wiatr. Wszystkim Wam życzę super życia i dostrzegania szczęścia w małych rzeczach. HAKUNAMATATA, to w Suahili znaczy nie martw się.